Więcej uczciwości na rynku kart

Część głosów w debacie na temat redukcji opłat kartowych w sposób bardziej lub mniej świadomy, wprowadza w błąd opinię publiczną.

Taki efekt osiągnąć mógł m.in. felieton prof. Krzysztofa Rybińskiego pt. „Przesiadka do wagonu bydlęcego” („Plus Minus” 13.10.2012). Autor tekstu popełnia błąd wskazując „zagraniczne sieci handlowe” jako głównych beneficjentów obniżek, natomiast klientów, banki oraz organizacje wystawiające karty, jako podmioty, które poniosą ich główny koszt. Nadrzędnym celem regulacji, do której stara się doprowadzić NBP jest przede wszystkim zwiększenie przejrzystości oraz zrównoważony rozwój rynku. Obniżka opłat to, jak wynika z badań, podstawowy warunek instalacji terminali zwłaszcza przez małe i średnie przedsiębiorstwa, dla których przy obecnych stawkach koszt obsługi kart jest zbyt wysoki. Konsekwencją byłaby możliwość dokonywania takich płatności nie tylko w wielkich miastach, ale również w mniejszych miejscowościach i wsiach. Na początku XXI w. jedynie ok. 20% podmiotów w Polsce oferuje taką możliwość swoim klientom. Jak słusznie zauważa prof. Rybiński, obsługa transakcji bezgotówkowych, to szereg korzyści, które już teraz czerpie większość dużych sklepów: „klient płacący kartą kupuje więcej niż klient gotówkowy, obsługa klienta jest szybsza, odpadają koszty ubezpieczenia i obsługi gotówki”. Niestety są one wciąż w dużej mierze niedostępne dla drobnych przedsiębiorców.

 

Nie trzeba chyba dodawać, że większa sieć akceptacji kart to zdecydowany wzrost przychodów
z prowizji zarówno dla banków, jak i organizacji płatniczych. Początkowy spadek zysków po wprowadzeniu regulacji zostałby w związku z tym zrekompensowany z nawiązką w przyszłości. Sytuację tą można porównać do postulatów zwolenników obniżenia podatków, których celem wcale nie jest uszczuplenie dochodów Państwa. Wręcz przeciwnie, wyrażają oni przekonanie, że bardziej uczciwe zasady działania rynku prowadzą do obopólnego zaufania i zwiększenia zysków wszystkich zainteresowanych stron.

 

Nie można oczywiście wykluczyć przewidywanej przez prof. Rybińskiego sytuacji, że podając za pretekst narzuconą obniżkę interchange fee, niektóre banki zdecydują się na podniesienie opłat za wydanie i używanie kart ponoszonych przez ich posiadaczy. Na szczęście rynek bankowy w Polsce jest bardzo konkurencyjny, w przeciwieństwie do duopolu panującego na rynku płatności. Dlatego każdy klient może swobodnie wybrać bank, z którego usług pragnie korzystać. Nie można tego natomiast powiedzieć o akceptantach, których “wybór” ogranicza się do Visy i MasterCard.

 

Na koniec, trudno zgodzić się z wyrażanym przez prof. Rybińskiego przypuszczeniem, że do obniżenia stawek w drodze ustawy nie jest przekonany Narodowy Bank Polski, zwłaszcza w obliczu publikowanych przez NBP komunikatów mówiących o tym, że „Bank centralny wyraża nadzieję, że ustawowa regulacja przyniesie ostateczne rozwiązanie problemu wysokich opłat kartowych
w Polsce.” Przypomnijmy, że NBP jest autorem jednego z projektów regulacji ustawowej w tym zakresie, które będę dyskutowane w Sejmie – czy można w bardziej dobitny sposób wyrazić poparcie dla regulacji?

 

Ze względu na brak funkcjonowania mechanizmów konkurencyjnych na rynku płatności bezgotówkowych kontrolowanym przez organizacje Visa i MasterCard, ustawową regulację kwestii prowizji rzeczywiście można porównać do „przesiadki z drugiej klasy PKP”, ale nie jak pisze prof. Rybiński do „wagonu bydlęcego” w Związku Sowieckim, a raczej do francuskiego TGV.